Feliciano i Marc Lopez są podejrzani o ustawienie meczu w pierwszej rundzie Wimbledonu przed dwoma laty. Triumfatorzy Roland Garros 2016 mieli celowo przegrać z australijską parą John-Patrick Smith/Matt Reid. Co ciekawe hiszpańska para wygrała w tym meczu pierwszego seta, co tylko podniosło kursy na ich rywali. W tym wypadku była to nie lada gratka dla obstawiających, bo mogli się mocno obłowić stawiając na porażkę absolutnych faworytów. Ostatecznie to Australijczycy wygrali ten pojedynek 3-1 (3-6, 7-6, 6-2, 6-4) Zamieszani w całą sprawę są Carlos Aranda oraz Raul Bravo. Sprawa ta to pokłosie afery w hiszpańskim sporcie, o której pisaliśmy TUTAJ. W Hiszpanii funkcjonowała cała grupa, której działania opierały się na ustawianiu różnego rodzaju wydarzeń sportowych. Media informują, że mecze piłkarskie i wspomniany pojedynek tenisowy nie były jedynymi, które padły łupem przestępców. Tydzień temu informowaliśmy o aferze korupcyjnej w hiszpańskim futbolu, w którą zamieszani są byli i obecni piłkarze La Liga. Wówczas hiszpańskie media przypuszczały, że ustawione mogło być nawet ostatnie spotkania La Liga pomiędzy Valencią a Realem Valladolid. Po małym śledztwie dziennikarzy "El Mundo" okazało się, że taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny.
Ostatecznie hiszpańska policja zatrzymała takie osoby jak: Raul Bravo (kiedyś m.in. Real Madryt), Borja Fernandez (Real Valladolid), Carlos Aranda (kiedyś Osasuna), Inigo Lopez (Deportivo, wcześniej Huesca), Samu Saiz (Getafe) czy Juan Galindo Lanuz (dyrektor do spraw medycznych w Huesce) i Augistin Lasaosa (prezydent Hueski). Wszyscy od prokuratora usłyszeli trzy zarzuty – przynależności do zorganizowanej grupy przestępczej, prania pieniędzy, a także korupcji. Zatrzymani nie znajdują się już jednak w areszcie, ponieważ wpłacili kaucje. Dowody, do których dotarli dziennikarze "El Mundo" są bardzo twarde, ponieważ istnieje nagranie, na którym Carlos Aranda mówi do Fernandeza (kapitan Realu Valladolid) następujące słowa: – "Przyjacielu, niech Valencia wygrywa i do przerwy, i na koniec, ok? Przekupiliśmy siedmiu zawodników". Chodzi o zawodników Realu Valladolid, piłkarze Valencii podobno nie byli wtajemniczeni w układ. Sam Aranda w dniu meczu widziany był w lokalu bukmacherskim, gdzie obstawił wygraną "Nietoperzy". Co ciekawe, jak wynika ze śledztwa, grupa przestępcza chciała, żeby Valencia wygrała obie połowy. I tak właśnie się stało, ponieważ podopieczni Marcelino wygrali 2:0 (bramki padły w 36. i 52. minucie). Siedmiu piłkarzy Realu do ustawienia meczu przekonać miał Borja Fernandez, który rozgrywał swój ostatni mecz w karierze. 38-latek za udział w akcji miał zarobić minimum 50 tysięcy euro, co mimo wszystko wydaje się wyjątkowo niską kwotą. Bezczelność - tym słowem najlepiej opisać byłego już kapitana Realu Valladolid. Bo jak inaczej wytłumaczyć jego słowa i łzy z konferencji prasowej po ostatnim meczu? - Real Valladolid zaoferował mi kolejny kontrakt, ale doszedłem do wniosku, że już czas zakończyć przygodę z futbolem. Chcę zacząć cieszyć się nową rolą w klubie. Długo zastanawiałem się nad tą decyzją. Rozmawiałem z trenerem, z Ronaldo [właścicielem klubu]. W ostatnich miesiącach bardzo ciężko pracowałem, ale nie jest już łatwo utrzymać formę. Wiek robi swoje. Spędziłem w tym klubie wiele lat i jestem zachwycony, zostawiając go w najwyższej klasie rozgrywkowej. Czasy są trudne, ale kibice nas nie opuszczali. Chciałem im na koniec podziękować za to wsparcie - mówił Fernandez ze łzami w oczach. Co dalej? Zanim sprawa trafi do sądu zapewne minie wiele miesięcy, a może nawet lat, ponieważ hiszpański system sądowniczy nie należy do najsprawniejszych. Już teraz jednak wiadomo, że ukarani, jeśli potwierdzą się dowody, zostaną tylko piłkarze. Tym samym Real Valladolid, którego właścicielem jest Brazylijczyk Ronaldo, na pewno nie zostanie zdegradowany. Cóż, dziwna sprawa, bo mimo wszystko w ewentualny przekręt zaangażowanych było nie jeden, dwóch, a siedmiu zawodników pierwszego składu.
Ciro Immobile oraz Frosinone podejrzani o ustawianie meczówHiszpański skandal związany z ustawieniem wyników spotkań zatacza coraz szersze kręgi. "Marca" właśnie ujawniła treść rozmów osób zatrzymanych w tamtej sprawie, w których przewija się nazwisko Immobile oraz zespół Frosinone."Marca" dotarła do części podsłuchów rozmów kluczowych w całej sprawie postaci. Jedną z ujawnionych konwersacji jest dialog Carlosa Arandy, jednego z liderów całej grupy, z Mattią Mariottim. Mariotti miał wspominać w niej o swoim jak to określił "przyjacielu z długimi włosami", który prowadziłby nielegalną firmę bukmacherską, a jednym z jej klientów miał być Immobile. Do całej sprawy zdążył już się ustosunkować prawnik Immobile - Odnosząc się do wiadomości, które pojawiły się w niektórych mediach, według których nazwisko mojego klienta byłoby wspominane w rozmowach telefonicznych pomiędzy osobami uczestniczącymi w aferze piłkarskiej w Hiszpanii, Ciro Immobile deklaruje, że w żaden sposób nie jest związany z tymi faktami i kategorycznie wyklucza jakiekolwiek zaangażowanie w tę sprawę - możemy przeczytać w oświadczeniu. - Zawodnik zlecił mi podjąć działania przeciw wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób szkodzą jego dobremu imieniu, wizerunkowi oraz godności zawodowej - dodał adwokat piłkarza.
Oprócz napastnika Lazio, w sprawę zamieszanych może być również trzech bądź czterech graczy Frosinone, które w minionym sezonie spadło z Serie A. Z rozmowy Arandy z Mariottim wynika również, że obaj konsultowali pomysł zaoferowania piłkarzom spadkowicza pieniędzy za ustawienie meczów. Hiszpańska policja śledztwem w sprawie ustawiania meczów piłkarskich objęła 21 osób ze świata sportu, w tym m.in. aktualnie występujących w pierwszej i drugiej lidze piłkarzy oraz działaczy klubowych - ujawniły w piątek media w Hiszpanii. W czwartek sąd w mieście Huesca zdecydował o tymczasowym aresztowaniu uznawanych za przywódców grupy przestępczej byłego gracza Realu Madryt Raula Bravoi innego byłego zawodnika kilku pierwszoligowych zespołów Carlosa Arandy. Obaj będą mogli wyjść za kaucją po wpłaceniu 100 tys. euro. Bravo i Aranda zostali już oskarżeni o przynależność do grupy przestępczej, korupcję, a także oszustwa. Z dotychczasowego śledztwa wynika, że liderzy grupy po wybraniu meczu, którego rezultat miał zostać obstawiony w zakładach bukmacherskich, docierali przez wchodzących w skład siatki osób do zawodników obu drużyn. Zazwyczaj przekupywali kapitanów, aby ci poprzez swoje wpływy w zespole pomogli doprowadzić do ustalonego wcześniej wyniku spotkania, a także m.in. określonej z góry liczby rzutów rożnych oraz pokazanych przez sędziego kartek. Hiszpańskie media ujawniły, że śledztwo prowadzone pod kryptonimem "Oikos" ruszyło w sezonie 2017/18. Wśród drużyn, których zawodnicy mieli pomagać w ustawianiu spotkań, są m.in. Valencia CF, Nastic Tarragona, Valladolid CF oraz Huesca. Do pierwszych zatrzymań doszło we wtorek. Komenda główna krajowej policji (Policia Nacional) w Madrycie poinformowała wówczas o zatrzymaniu kilku ludzi hiszpańskiej piłki, którzy wchodzili w skład grupy przestępczej. Wśród zatrzymanych osób, poza Bravo i Arandą, byli też dwaj aktualni gracze pierwszoligowych klubów hiszpańskich: Borja Fernandez z Valladolid CF oraz Samuel Sainz Alonso z Getafe, a także Inigo Lopez Montana z drugoligowego Deportivo La Coruna. W przeszłości występował on m.in. w SD Huesca. Do piątku przesłuchanych zostało też kilku działaczy SD Huesca, w tym tymczasowo zatrzymany prezes tego klubu Agustin Lasaosa, a także dyrektor departamentu medycznego Juan Galindo Lanuza. Usłyszeli oni zarzuty przynależności do zorganizowanej grupy przestępczej, korupcji oraz prania brudnych pieniędzy.
Pięciu piłkarzy drużyny WIT Georgia Tbilisi zostało aresztowanych przez Służby Bezpieczeństwa Państwowego Gruzji. Zarzutem jest domniemane ustawianie spotkań - poinformowała tamtejsza telewizja publiczna. Do zatrzymań doszło po niedzielnym meczu ekstraklasy z Dinamem Batumi (0:2). Według mediów, zawodnicy WIT (bramkarz, dwóch obrońców, pomocnik i napastnik) są uwikłani w nieoczekiwane rozstrzygnięcia w rozgrywkach ligowych oraz w Pucharze Gruzji. Na przykład w meczu z Rustawi ekipa WIT u siebie prowadziła 2:0, by w ostatnim kwadransie stracić trzy bramki. Zespół WIT Georgia, dwukrotny mistrz Gruzji (2004 i 2009 rok) z dorobkiem 11 punktów zajmuje przedostatnie, dziewiąte miejsce. Niemała afera hazardowa wybuchła w Wielkiej Brytanii. Legenda Manchesteru United i Premier League, Paul Scholes został oskarżony o obstawienie stu czterdziestu meczów piłki nożnej.Z tego tytułu może mieć niemałe kłopoty. Ma czas na złożenie wyjaśnień przed angielską federacją do 26. kwietnia! W wielkie kłopoty może wpaść członek tzw. „Class of 92” i legenda Manchesteru United, Paul Scholes. Jak informuje Goal.com, Słynny pomocnik został oskarżony o obstawianie aż stu trzydziestu meczów piłki nożnej. Sytuacja nie miała jednak miejsca za czasów gry na Old Trafford czy pracy jako trener w Oldham Athletic. Zarzucane mu czyny miały mieć miejsce między 17 sierpnia 2015 roku a 12 stycznia 2019 roku, czyli za czas, gdy był współwłaścicielem Salford City. Były piłkarz ma jeszcze dziesięć dni na przedstawienie wyjaśnień w tej sprawie. Jako jeden z właścicieli drużyny, nie miał prawa brać udziału w zakładach bukmacherskich. Scholes był piłkarzem Manchesteru United w latach 1993-2013 (z dwuletnią przerwą). W tym czasie zagrał 718 meczów, w których zdobył 155 goli. W reprezentacji Anglii grał siedem lat. Dla Lwów Albionu zagrał 66 meczów. W 2019 roku przez siedem meczów był szkoleniowcem Oldham Althetic. Fame MMA to federacja mieszanych sportów walki, która zajmuje się organizacją tzw. Freak fightów. W sobotę odbyła się trzecia odsłona gali na której doszło do bardzo kontrowersyjnego werdyktu. Kontrowersje się zdarzają, ale nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby sponsorem gali nie była firma bukmacherska.
Do kontrowersji doszło w czasie walki Kasjusza z Adrianem Polakiem. W ofercie prematch, kursy na tego pierwszego oscylowały w granicach 1,25. Dominował on przez cały pojedynek, o czym mogą świadczyć kursy z oferty live, które w trzeciej rundzie na zwycięstwo Kasjusza wynosiły zaledwie 1,04. Wszyscy kibice i widzowie również byli pewni, że zobaczą taki właśnie werdykt. Jakie musiało być zdziwienie wszystkich, gdy sędzia podniósł w górę rękę Polaka.
Wystarczyło kilka minut, by na popularnym serwisie wykop.pl pojawiła się ściana wpisów dotycząca walki i wyniku. Część z nich osiągnęła nawet status płomienia (oznaczenie dla bardzo popularnych wpisów). Ludzie czują się tam oszukani. Większość z nich obstawiła tę walkę i przegrała… w bardzo dziwny sposób.
Organizatorzy co jakiś czas wracali na wizji i tłumaczyli, że to sędziowie punktują i się nie mylą. Nie trzeba było jednak być sędzią, by faktycznie wskazać właściwego zwycięzcę. Kasjusz przez większość pojedynku wykorzystywał swoje warunki i obijał swojego przeciwnika, którego celne ciosy z całej walki można policzyć na palcach jednej ręki. Do zakończenia walki przez KO było bardzo blisko. Zabrakło sekund.
W całej sytuacji najbardziej szkoda LVBET, bo to właśnie oni byli sponsorem gali i jedyną firmą, która posiadała prawa do wystawiania kursów. Ludzie o negatywny werdykt oskarżali również ich i doszukiwali się spisku. Na pewno nie na takim wizerunku zależało LVBET-owi wchodząc we współpracę z Fame MMA. Profilie facebookowe FAME MMA i LVBET zalane są negatywnymi komentarzami na temat werdyktu. Zdecydowana większość z nich nie nadaje sę całkowicie do cytowania. Oskarżani są sędziowie, włodarze federacji, a od firmy bukmacherskiej żąda się unieważnienia zakładów. Czy firma LVBET będzie odnosić się do całej sytuacji? Jesteśmy bardzo ciekawi!
FAME MMA 3. WYNIKI. Karta walk (według czasu rozgrywania walk)
Zjawiał się wszędzie tam, gdzie można było ustawić jakiś mecz. Człowiek duch, który wydawał półtora miliona dolarów rocznie na bilety lotnicze, szara eminencja, decydująca o tym kto pojedzie na mundial, kto zleci z ligi, kto wyleci z rozgrywek. Jego łupem padły Singapur, Malezja, Argentyna, Włochy, Zimbabwe, Nigeria, Honduras, Finlandia, Turcja, Nikaragua, Boliwia… Łącznie trzydzieści sześć krajów. Ustawiłem w karierze tyle meczów, że powinienem być dziś multimilionerem. Ale hazardzista nigdy nie odkłada, nigdy nie oszczędza. Zawsze na pierwszym miejscu stawia grę, a jeśli właśnie się obłowił, to po prostu zagra za większą stawkę. Taka jest natura tego nałogu. Poznajcie Wilsona Raja Perumala, malajskiego „króla stawek”. *** W telewizji leci mecz Fluminense, obie drużyny grają dość otwarcie, stawia więc porządną sumę na OVER i gładziutko wygrywa. Potem obstawia kolejne spotkanie i kolejne, nie zatrzymuje się ani na chwilę. Rano jeden z jego współpracowników otrzymuje telefon z firmy bukmacherskiej: – Co za skurwysyn właśnie ograł mnie na 2.5 miliona dolarów? Wilson czysto nigdy nie wygrał więcej jednego dnia. Uczucie? Niczym nieskalana euforia, ekstaza. – Każdy inny na moim miejscu wróciłby wtedy do Singapuru. Wypłacił pieniądze, zrezygnował z kombinowania, wiódł spokojne życie. Ale ja jestem hazardzistą, to mój sposób na życie. Myślałem więc tylko o tym, by stawiać dalej. Grałem Ligę Mistrzów, najlepsze ligi europejskie, na jeden zakład potrafiłem przeznaczyć 500.000 dolarów. W przeciągu tygodnia mój budżet skurczył się o półtora miliona. Łatwo przyszło, łatwo poszło. Milionerem zostawał w życiu kilka razy: w 1996, w 1997, dwa razy w 2009 i raz w 2010. Za każdym razem wszystko przepuszczał na zakłady. *** Każdy hazardzista ma swoją sekretną, cudowną formułę. Która może go ciągle zawodzić, a on i tak będzie jej ufał. Bo prawdziwy hazardzista nigdy się nię nie podda. Jeśli przebił już dno, to fakt ten tylko zwiększy jego determinację. Będzie gotowy zrobić wszystko byle tylko wygrać, a więc próba oszustwa jest niemal naturalną konsekwencją. *** Pierwszy zakład? W wieku trzynastu lat z sąsiadem o finał FA Cup. Wilson typował Man Utd i miał rację, ale pieniędzy tego dnia nie zarobił. Był za mały, silniejszy nie zamierzał płacić. Kształcąca lekcja. Na poważnie zaczął się na Jalan Besar, stadionem będącym świątynią singapurskiej piłki. Dawniej znajdowała się tam siedziba federacji, od dekad grała liga, kadra. Na trybunach mogłeś spotkać byłych piłkarzy, sędziów, działaczy. No i chińskich bukmacherów. Jalan Besar dziś Choć hazard był w Singapurze zakazany, tak chińscy bukmacherzy z Jalan Basar mieli parasol ochronny. Właściwie nie wiadomo do końca dlaczego, wiadomo natomiast, że parali się bukmacherką odkąd wszyscy pamiętają. Może dlatego nie tykała ich policja ani urzędy? Wrośli w krajobraz. Młody Wilson zbierał od nich baty. Byli za sprytni, zbyt doświadczeni. Tak potrafili grać kursami, by robić go w konia raz po raz. Wreszcie po jednej z grubych porażek postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i trzeba mu przyznać, miał rozmach jak na nastolatka. Za 180 singapurskich wypożyczył jedno z miejskich boisk. Potem zaprosił 32 przyjaciół, podzielił ich na dwie drużyny, każdemu dał odpowiednie stroje, a także wypłacił po 50 dolarów na głowę. Dał ogłoszenie w gazecie o lipnym meczu. Przedstawiał go jako finał pucharu firm, w którym to spotkały się reprezentacje dwóch sieci fast-foodowych. Chińczycy chętnie obstawiali lokalne starcia, włączyli więc mecz do swojego kalendarza gier. Połknęli haczyk, potem poszło z górki. Czerwoni, przedstawiani jako faworyt, prowadzili po trzech kwadransach 3:0. W przerwie ludzie Wilsona jako jedyni na widowni chcieli stawiać białych, bukmacherzy chętnie się zgadzali. Licytowano ostro, pula w końcu wyniosła 15.000 singapurskich dolarów. Ogromna kasa jak na amatorski mecz. Wynik końcowy? Oczywiście 4:3 dla białych. Wilson triumfował, odbił sobie porażki z nawiązką. Chińczycy nie byli głupi, zorientowali się we wszystkim. „Skurwysyn ustawił mecz” mówili, ale płacili bez kręcenia nosem. W kraju najbardziej skorumpowanej ligi świata musi działać zasada „przechytrzyłeś mnie i wyłącznie moja winą jest, że dałem się tak zrobić”, inaczej to nie miałoby sensu. Poza tym Chińczycy straciliby reputację. Przegrali dużo szmalu i nagle nie chcą płacić? Nie chciano by z nimi grać. Wilson tym meczem wszedł do branży. Zaczął ustawiać amatorskie rozgrywki, a wkrótce i ligę Singapuru. Tego wieczora jednak poszedł świętować triumf, przepuszczając całą kasę na zakłady. *** Lizanie cipki było w Singapurze nielegalne do 2007 roku. Jeśli kobieta poszła na posterunek i powiedziała, że wylizałeś jej cipkę, zostałbyś aresztowany. Jeśli nie narzekała i było okej, mogłeś spróbować jeszcze raz, ale zawsze z tą myślą, że jeśli zrobisz to źle, może cię zgłosić. Byliśmy rozwiniętym, nowoczesnym społeczeństwem, ale niektóre z naszym praw były nieprawdopodobnie przestarzałe. Myślałem wtedy: ci wszyscy kolesie z sądu najwyższego, strzeżący powyższych zasad, mają po sześćdziesiąt lat na karku i przez całe życie nie lizali cipki. Co oni wiedzą o życiu? *** Legendą w singapurskim półświatku był Wujo, najpotężniejszy ustawiacz początku lat 90tych. Trzymał w garści prestiżowy puchar Malaysia Cup, sam decydował kto jak daleko ma zajść, a kto ma wygrać. Wybrani przez Wuja w 1994 roku zwycięzcy Malaysia Cup Wujo był wyznawcą starej szkoły, nigdy nikogo nie zmuszał do kantów, a i tak miał największą stajnię piłkarską. Powód był prosty: dbał o swoich. Gdy grającemu w Singapurze piłkarzowi zdarzała się kontuzja, mógł liczyć tylko na siebie, zwykle kończył karierę. No, chyba że należał do ludzi Wuja, bo ten pokrywał leczenie, a za przysługi umiał hojnie się odwdzięczyć. Takie podejście sprawiało, że uzyskiwał bezwarunkową lojalność zbudowaną na obustronnym szacunku. Dobrym dowodem był mecz pomiędzy Singapore Lions a Johor FC, właśnie podczas Malaysia Cup. Wujo obstawił bezbramkowy remis, a tymczasem w pewnym momencie „Lwy” otrzymały karnego. Ktoś palił się do strzelania, ale jeden z ludzi Wuja zabrał piłkę, ustawił na jedenastym metrze i kopnął wysoko trybuny na oczach 60.000 ludzi. – Ten facet miał jaja ze stali – wspominał później Wilson, wówczas widz. *** Pierwszy raz zgarnęli Wilsona w 1994 roku. Kręcił wtędy z powodzeniem lokalną ligą, mając po swojej stronie lokalne gwiazdy, choćby bramkarza globtrottera Lutza Pfanennstiela. Najważniejszy był jednak Michal Vana. Vana był Czechem, w CV miał choćby Slavię Praga i przerastał S-League o trzy klasy. Przyjechał do Singapuru tylko i wyłącznie po pieniądze, więc oferta Perumala od razu go zainteresowała. Szczególnie, że Wilson urabiał go sprytnie: najpierw obiecał płacić pieniądze za to, że Vana, ofensywny pomocnik Geylang, zmotywuje kolegów do wyższych zwycięstw. Czech nie widział w tym problemu, przecież się nie podkładają tylko mają rozstrzeliwywać przeciwników z jeszcze większym animuszem. Vana zaangażował się do tego stopnia, że potem sam obstawiał pieniądze. Wilsonowi to pasowało, bo piłkarz, który położy na szali własną kasę, na pewno nie będzie próbował się wykręcić. Koniec końców, gdy policja zwarła szeregi i wpadła na ich trop, Czech musiał uciekać z kraju. przewiózł go na kutrze do Indonezji, a potemVana nie popisał się inteligencją: w Kuala Lumpur złapał samolot do Sofii, który leciał z przystankiem… w Singapurze. A pamiętajmy, że Czech był gwiazdą i twarzą najlepszej drużyny w kraju, więc ryzyko rozpoznania go było duże. Po latach w wywiadzie przyznał, że jeden ze stewardów go poznał, ale nie wszczął alarmu i tylko dzięki temu Vana wrócił do Europy. *** 1995, Perumal pierwszy raz zderza się z Europą. Próbuje podbić Premier League, zarzucając sieci na Dmitrija Charina, bramkarza Chelsea i reprezentacji Rosji. Czeka na niego po treningu, przedstawia się jako dziennikarz, ale w odpowiedniej chwili oferuje 60.000 dolarów za przegranie meczu. – Miałem długą i owocną karierę w Chelsea – miał odpowiedzieć ze spokojem Charin – ta oferta mi nie pasuje. W USA podczas mundialu też wiele osób proponowało mi bym przegrywał mecze, ale nie chcę tego. Chcę jak najwięcej wycisnąć ze swojej kariery. I trzeba Rosjaninowi oddać, że słowa dotrzymał. U „The Blues” spędził jeszcze cztery lata, potem zahaczył o Celtic. *** 24 lutego 1997, pierwszy międzynarodowy mecz jaki ustawił Perumal. Bośnia – Zimbabwe w Malezji, czyli szału nie ma, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda? Poza tym hajs się zgadza. A raczej miał się zgadzać, bo Wilson zaczął od klapy. Gracze Zimbabwe byli wniebowzięci, gdy usłyszeli, że ktoś chce im dać 100.000 dolarów do podziału wyłącznie za to, że parę razy ich bramkarz wyjmie piłkę z siatki. Wilson 30.000 dał od razu, resztę obiecał przekazać po robocie. Perumalowi udało się zgarnąć połowę drużyny pod swoje skrzydła… ale do przerwy Afrykanie prowadzili 1:0. Ogarnęli się, wpuścili dwa gole, ale w drugiej połowie niewtajemniczony gość pięknym strzałem z dystansu zapewnił Zimbabwe remis. Koledzy zaprezentowali cieszynkę pod tytułem „co ty, kurwa, zrobiłeś?!”, a wynik się utrzymał. Perumal? Odebrał kasę od graczy i w ramach odreagowania przepuścił ją tej samej nocy w kasynie. Turniej trwał jednak, szkoda było tracić okazję, Wilson i Zimbabwe dali sobie jeszcze jedną szansę. Problem w tym, że Chiny też nie miały zamiaru atakować. Wilson nie miał wątpliwości: o chińczykach też chodziły plotki, że siedzą głęboko w czyjejś kieszeni, a teraz wszystko okazuje się prawdą, bo wyraźnie chcą przegrać. Gracze Zimbabwe chcieli jednak przegrać bardziej i dowieźli zwycięskie dla ich kont bankowych 1:3 w plecy. Ta delegacja położyła grunt pod wiele lat owocnej współpracy pomiędzy reprezentacjami „The Warriors” a Wilsonem. Merdeka Cup w Malezji, Intercontinental Cup w Kuala Lumpur, sparing z Tajlandią w Hanoi: wszędzie Zimbabwe, Zimbabwe, Zimbabwe. Karne, spłukane chłopaki. *** Pewnego razu Wilson chciał obstawić wygraną Geyland nad Woodlands, ale był jeden zasadniczy problem. Problem nazywał się Ivica Raguz i był gwiazdą Woodlands, ich dziesiątką, rozgrywającym, silnikiem napędowym. Perumal do spółki z wspólnikiem wpadł wtedy na genialny w prostocie pomysł: – Jeśli połamiemy mu nogi, Woodlands nie mają szans. Wynajęli pięciu ludzi, ale ci się wycofali, Wilson musiał sam więc zająć się czarną robotą. Śledził Raguza po treningu, ale ten jak na złość wracał do domu w towarzystwie. Perumal postanowił zaatakować tak czy siak, za broń miał kij do hokeja na trawie. Zbity Raguz Nóg połamać się nie udało, ale Ivica odniósł obrażenia i z Geylang nie zagrał, a Woodlands przegrało. Sukces? Ani trochę. Wilson wdał się w szarpaninę z przyjaciółmi Raguza, został rozpoznany i trafił do paki. Podłe? Norma w branży. Jego wspólnik kilka lat później otruje piłkarzy Cremonese lormetazepamem, przez co słaniać się będą na nogach podczas starcia z Paganese. *** Do więzienia w Singapurze trafiał trzykrotnie: za przekręty, za napaść na policjanta i za pobicie. Singapurskie pudło zapracowało sobie na miano jednego z najgorszych na świecie: nocne wrzaski więźniów były normą, jeden z nich zmarł na oczach Wilsona, inny został uduszony. Na cały dzień w celi dostawali mały kubełek wody, który służył do wszystkiego, począwszy od picia, przez mycie a kończąc na spuszczaniu wody. O jedzeniu lepiej nie opowiadać. Dlatego w 2011 nie mógł się nadziwić fińskiej pace: – Miałem satelitę. Oglądałem ligę angielską, Champions League, filmy. Mogłem nawet oglądać pornosy! Szaleństwo. W porównaniu do Finlandii, singapurskie więzienie to średniowiecze. *** Patrick Jay, szef Hong Kong Jockey Club, bukmachera operującego na rynku azjatyckim: – FIFA przechwala się jak wiele zarabia co cztery lata na mundialach. Wiecie jak nazywają nielegalni azjatyccy bukmacherzy dzień, w którym ich obroty przekroczyły miliard dolarów? Czwartkiem. Po wyjściu z pudła Wilson przestał bawić się resorakami. Postanowił działać globalnie. Singapurska szkółka się skończyła. Umiejętność żonglowania paszportami, czy też raczej: narodowościami, to podstawa *** Tako rzecze Wilson: aby przegrać mecz, potrzebujesz przede wszystkim środkowych obrońców. Wielu myśli, że kluczem jest bramkarz, ale on może nie mieć okazji by cokolwiek wpuścić. Może tak się zdarzyć, że nawet jeśli coś poleci w jego stronę, to będzie na tyle niegroźne, że puszczenie owego szczura wywołałoby za wielki smród. Środkowy obrońca ma łatwiej. Wystarczy, że upozoruje chwilę zawahania, wykona ruch ciała w złą stronę, a już napastnik znajdzie się w doskonałej sytuacji. Perumal niektórym defensorom służył też pomocą jeśli chodzi o wiarygodne prokurowanie jedenastek, czyli tak zwanych „goli biznesowych”. *** Unikał Europy, bo panowała tu zbyt wielka konkurencja. Mistrzami w swoim fachu byli bracia Ante i Milan Sapina, Niemcy chorwackiego pochodzenia, którzy wciągali ludzi ze środowiska w nałóg. W ich Cafe King piłkarze czy też sędziowie mogli dyskretnie obstawiać mecze. To w tej niepozornej knajpie Robert Hoyzer dorobił się milionowego długu. Bracia Sapina Gdy wisisz komuś milion euro, twoja pozycja negocjacyjna najlepsza nie jest. Gdy bracia żądali ustawienia meczu, oponować specjalnie nie mógł. Dzięki temu systemowi Ante i Milan byli bardzo potężni, silniejsi od Wilsona. Gdy on latał po świecie, oni wpływali na mecze Ligi Mistrzów czy też silnych lig europejskich, wliczając w to Bundesligę. Inny kolega po fachu, Grek o imieniu Kosta, nie bawił się w rozmawianie z płotkami, od razu uderzał do szefów klubowych. W Bułgarii udało mu się powtórzyć szwajcarski schemat FC Chiasso, czyli przejąć pełną kontrolę nad klubem. Potrzebujący pieniędzy po wyjściu z paki Kosta był pijawą, która na spadku swojej ekipy z ligi odkuła się finansowo. Wilson wolał paktować z piłkarzami, trenerami, sędziami. Specjalizował się w pojedynkach międzypaństwowych, udawało mu się zaistnieć choćby na imprezach takich jak Gold Cup czy Puchar Narodów Afryki. Tutaj składał oferty drużynom, który już odpadły z turnieju, ale miały do rozegrania jeszcze jeden mecz. Na PNA w 2008 ten schemat wykorzystał z Beninem, dwa lata później z Malawi i Mozambikiem. W Pucharze Concacaf jego łupem padły Nikaragua i Grenada. Ci gracze nie mieli już nic do zyskania, a podkładając się odpowiednim stosunkiem bramek (bądź w odpowiednich minutach) mogli przynajmniej zarobić. *** W szczytowym okresie, gdy już sam był sobie szefem, wydawał 1.5 miliona dolarów rocznie na bilety lotnicze – swoje i podwładnych. Założył fasadową firmę Football4U i przedstawiał się a to jako organizator sparingów (nie kłamiąc, tylko przemilczając fakt, że ustawionych), a to jako agent piłkarski, co ułatwiało dotarcie do zawodników. – 2009 był najlepszym rokiem, kasa płynęła ze wszystkich stron. Ustawiałem czasem po cztery mecze na dzień. Dowód w sprawie przeciwko Perumalowi. Do tych meczów jego firma chciała wyznaczyć sędziów Koszt organizacji sparingu to około 200 tysięcy dolarów, analizując najczęściej wykorzystywany przez Perumala szablon, czyli przywóz afrykańskiej drużyny ma meczyk do Azji. Najlepiej żeby było to starcie poza terminem FIFA, bo na nie centrala nie wysyła swojego komisarza. Zysk? Na czysto drugie tyle, ile wkładał. Zyski mógł jeszcze zwiększyć dzięki specjalnym domom bukmacherskim, które posiadały tysiące „mrówek” na zlecenie. Omijali w ten sposób ograniczenia kont, a ruch wokół meczu rozkładał się i wyglądał bardziej naturalnie. Była to usługa tylko dla sprawdzonych ludzi z branży, Perumal się łapał. *** Olimpiada 2008. Wilson i jego przyjaciele są zafascynowani nowymi opcjami jakie dają internetowi bukmacherzy. Można obstawić nawet to, kto zacznie mecz! To ci dopiero okazja. Mieli kontakty w nigeryjskiej drużynie, która doszła aż do finału. Dali Nigeryjczykom 20.000 dolarów, by ci w decydującym starciu z Argentyną rozpoczęli grę. Perumal miał 50% szans, że w wyniku losowania to Nigeria będzie wybierać „połówkę albo piłkę”, ale na zły scenariusz też miał plan. – Powiedzcie Argentyńczykom, że chcecie zaczynać. Wmówcie im, że to dla Afrykanów dobry omen albo coś w tym stylu. Nie powinni robić problemu. Podczas finału Wilson i spółka największe napięcie przeżywają przed pierwszym gwizdkiem. Losowanie wygrała Argentyna, ale Juan Roman Riquelme oddał piłkę Nigerii. Syndykat miał zgarnąć dzięki temu na czysto pięciocyfrową sumę. *** Muszę podziękować firmom bukmacherskim za ich ciężką pracę i profesjonalizm. Umożliwiły mi na zyskowne ustawianie meczów wszędzie, od Azerbejdżanu do Jemenu, a także, na szczęście, w Syrian Premier League. Ja i mój współpracownik, Samir, planowaliśmy detale konkretnych meczów każdej kolejki. Wszystko chodziło jak w zegarku, jeden, drugi, trzeci mecz. W Singapurze zyskałem przydomek „Król Syrii”, do tego stopnia miałem tę ligę w kieszeni. Zarabiałem dzięki niej od stu do dwustu tysięcy dolarów na tydzień. *** Ostatnia kolejka eliminacji MŚ, Honduras musi wygrać z Salwadorem by pojechać na mundial. Wpadka oznacza kłopotliwe baraże, na błąd czeka Kostaryka. Perumal dociera jednak do graczy Salwadoru przez kontakt zdobyty podczas Gold Cup, a potem jest uczciwie: Salwador obiecał 0:2, więc było 0:2. Dużo większe wyzwanie czekało go w przypadku Nigerii. Przed ostatnią kolejką sytuacja „Superorłów” wyglądała katastrofalnie. Musieli wygrać w Kenii i liczyć, że grająca o wszystko Tunezja pogubi na ostatniej prostej punkty z grającym o pietruszkę Mozambikiem. Perumal załatwił po swojemu mecz w Kenii, gdzie miał po swojej stronie sędziego i kilku piłkarzy, a co wystarczyło na 3:2. Nad meczem w Maputo nie miał jednak żadnej kontroli, ale porządnie zmotywował gospodarzy, oferując im sponsoring w postaci stu tysięcy dolarów. Mozambik miał o co grać i nie dał się Tunezji. W zamian za awans Perumal zażądał praw do organizacji sparingów przygotowujących Nigerię do mundialu. To były bardzo wartościowe z jego punktu widzenia mecze, rozgrywane w okresie pozaligowym, posiadające solidną rangę mimo towarzyskiego statusu, a więc można było zarobić na nich krocie. W Azji wielu bukmacherów oferuje i obstawianie trzeciej ligi hinduskiej, które ustawić łatwo, ale na które postawienie milionów to samobójstwo. W dużym meczu łatwiej ukryć finansowy wałek. Ostatni mecz przed turniejem Nigeryjczycy grali z Koreą Północną, a sędziował jego ulubieniec, prawdziwa gwiazda wśród drukarzy, Ibrahim Chaibou. *** Według zeznań Wilsona, żaden piłkarz nie ustawi meczu MŚ. To święte miejsce. Nie jest tak, że na mundial trafiają tylko ci, którzy zarabiają dość by pogardzić pieniędzmi Perumala. Ale nawet ci z najgorszych drużyn, nawet tacy, którzy w ostatniej kolejce grają o pietruchę, finałów nie położą. Choćby nie wiem jak któryś piłkarz kochał pieniądze, gdy wyjdzie na boisko podczas mistrzostw świata, nie będzie myślał o niczym innym niż o piłce. Podczas turnieju w RPA Perumal ustanowił swój prywatny rekord i postawił milion dolarów na nieustawiony mecz. Liczył, że Hiszpania ogra Honduras minimum trzema bramkami. David Villa szybko zrobił dwa gole, ale potem spartaczył karnego i doskonałą okazję w końcówce. Kasę Wilsona przejął kto inny. – Nigdy nie obwiniasz siebie za porażkę, zawsze w pierwszej kolejności winisz piłkarzy. Pamiętam, byłem wtedy wściekły, myślałem: Villa, skurwysynie, jak mogłeś nie trafić tej jedenastki. I tak jednak trzy razy więcej zdarzyło mu się przepuścić jednej nocy w Amsterdamie. Passa odwrotna od tej, która trafiła mu się w hotelu w Sao Paulo. *** Straciłem umiejętność oglądania piłki dla przyjemności. Kiedyś kobiety pytały mnie: Wilson, jak możesz skupiać przez dziewięćdziesiąt minut uwagę na czymś tak nieciekawym? Myślałem, że są ignorantkami i nie doceniają sztuki futbolu. Teraz jednak myślę, że miały rację. To tylko dwudziestudwóch idiotów biegających za piłką przez półtorej godziny. Ale wszystko zmienia się, gdy postawię na mecz jakieś pieniądze. Wtedy przyklejam się do ekranu, żyję każdą akcją. Gdy „moi” partaczą, wyzywam ich matki, ojców, ciągle wynajdując na to nowe sposoby. *** Luty 2011. Wilson otrzymuje telefon od wspólnika, który chce przekazać mu udziały w ustawionych meczach… Serie A. Perumal jest pod wrażeniem, to wysoka półka. Padają konkretne wyniki: Napoli – Sampdoria 4:0, Brescia – Bari 2:0. – Nawet nie muszę płacić kosztów ustawiania – chwali się wspólnik – nie muszę płacić piłkarzom, sędziom, nikomu. Oni sami do mnie przyszli i poprosili, żebym postawił za nich pieniądze, łącznie 600.000 dolarów. Robota pośrednika kosztować mnie będzie trzy minuty. Tak jest, niektórzy piłkarze sami się zgłaszali. Bardzo chętny do współpracy był też Willis Ochieng z fińskiego IFK Marienhamm. Klub nie chciał przedłużyć z nim kontraktu, a zostały trzy mecze do końca ligi. Zrobił perfekcyjną robotę: – Willis to zawodnik, o którym marzy każdy ustawiacz, pewny i zaangażowany. Całą robotę wykonał sam, zniszczył oba mecze, kaput! Kiedy miałem takiego piłkarza, stawiałem na niego wszystkie pieniądze. *** Nigdzie Perumala tak nie lubili jak w Bahrajnie. Organizował tamtejszej federacji sparing za sparingiem, firma Football4U była witana z fanfarami. Dzięki niej Bahrajn nie płacił ani grosza, a jeszcze tak się szczęśliwie składało, że zawsze z przywiezionymi przez Perumala drużynami przegrywał. Sielanka skończyła się siódmego września 2007, gdy Bahrajn zagrał z reprezentacją Togo, choć ta właśnie była w Botswanie. Fałszywa jedenastka Togo Nawet Perumal nie wiedział, że tak źle się sprawy mają. Chociaż raz ten, który kołował wszystkich, sam dał się wykołować. Połapał się na krótko przed pierwszym gwizdkiem i wszyscy, piłkarze z Afryki oraz kupiony sędzia, mieli pilnować jak najniższego wyniku. Tak nakazał chcąc ratować sytuację. Udało się, mecz zakończył się rezultatem 0:3, a Wilson stawiał na UNDER 3.5. Dwudziestu widzów rozeszło się do domów, meczu nikt nie transmitował, sprawia miała umrzeć śmiercią naturalną, a Singapurczyk zgarnął taką kwotę, jaką zamierzał. Ale dziennikarze z Togo zaczęli zadawać pytania. Może taki szwindel przeszedłby w latach 60tych, 70tych, ale nie w epoce internetu. Perumal stracił intratny przyczółek, a także zrobiło się o nim głośno. Tymczasem gdzie jak gdzie, ale w tej branży własne nazwisko na nagłówkach jest ostatnim co może pomóc w sukcesie. *** Luty 2011, dobrze znana również Polakom turecka Antalya. Syndykat postanowił zorganizować najbardziej kukułkowy turniej w historii. Brały w nim udział Estonia, Bułgaria, Boliwia i Łotwa. Dwa mecze tego samego dnia, godzinę po zakończeniu pierwszego wychodzili na murawę następni. Puste stadiony, zero transmisji, zainteresowanie obstawiających? Waskakująco wysokie, wynoszące aż 7 milionów euro obrotu. A potem siedem goli, wszystkie z karnych. Cyrk, po piłkarzach powinien wyjść treser słoni. – Boliwia – Łotwa, Estonia – Bułgaria, a wszystko gdzieś w Turcji. Co to kurwa za mecze? Wiedziałem przecież, że Boliwia ma problemy ze sfinansowaniem podróży po Ameryce Południowej, więc wyprawa na nic nie znaczący sparing do Europy kompletnie nie trzymała się kupy. Było jasne, że ktoś ją tu przywiózł i to nie na wycieczkę. Za sprawą stał jego były wspólnik, późniejszy wróg. Turnieik zakończył karierę sędziów, a dochodzenie w jego sprawie prowadziła FIFA. *** Druga największa wtopa po oszustach z Togo miała miejsce 17 grudnia 2010, podczas meczu młodzieżówek Argentyny i Boliwii. Kosta w Europie zaczął włamywać się kupionym sędziom na częstotliwość słuchawek, bo nie zawadzi w razie czego móc zamienić z arbitrem parę zdań w trakcie spotkania. Ekipa Wilsona postanowiła tę metodę przetestować w Ameryce Południowej. Niestety dla ustawiaczy, przyniosło to opłakane skutki. Ten sam wspólnik, który zorganizował kukułkowy turniej w Antalayi, tym razem uparł się na 0:1, ale z golem w doliczonym czasie gry. Argentyna tymczasem strzeliła absolutnie prawidłową bramkę w drugiej połowie, nic się nie dało zrobić, nie było kontaktu by gwizdnąć choćby najbardziej dyskusyjny faul, a między bramkarzem a strzelającym stało dwóch obrońców, nie ma więc mowy o spalonym. Ale współpracownik Wilsona wydarł się po golu do krótkofalówki „nie ma bramki!” i arbiter pokazał ofsajd. Pretensjom nie było końca, smród jak cholera. A nabrał niesłychanej intensywności, gdy Węgier Kolo Lengyel gwizdnął karnego z dupy w 13 (!) minucie doliczonego czasu gry. Sędziego musiała eskortować policja, o meczu zrobiło się głośno. W telewizji powtarzano na okrągło zajawki z meczu. Ameryka Południowa, do tej pory przekonana o czystości ich rodzimego futbolu, obudziła się i zaczęła polowanie. Według Perumala jego wspólnik zachował się jak idiota. Mecz leciał na żywo w telewizji, na trybunach był prezes argentyńskiej federacji. Trzeba było pogodzić się z porażką i tyle. A tymczasem przez niewiele warte finansowo spotkanie utrudniono biznes na całym kontynencie. Nieważne ile czasu włożysz pracy w ustawkę, czasem przegrasz. To wliczone w ryzyko. Pamiętam mecz Singapur – Tajlandia, który ustawiłem pod gości. Sędzia gwizdnął jednego karnego, potem drugiego, ale strzelec nie trafił ani razu. Nie miałem pretensji do arbitra, powiedziałem mu potem: dałbyś mu pięć karnych, żadnego by nie strzelił. *** Kto by przypuszczał, że jego kariera skończy się w ojczyźnie Świętego Mikołaja? Fiński drugoligowiec, RoPs Rovaniemi, zatrudniał ośmiu graczy z Zambi.? Dla Perumala to brzmiało jak doskonała okazja do kręcenia lodów. Afrykanie najczęściej byli chętnie do współpracy, a tutaj wszyscy pochodzili z jednego kraju, dzięki czemu łatwiej w razie czego byłoby się dogadać. Czemu ich tam aż tyle? Legendą RoPs jest Zeddy, zambijski napastnik, który założył w rodzimym kraju akademię piłkarską i regularnie podsyła jej najlepszych adeptów do Laponii. Piłkarze zarabiali tam tysiąc euro na miesiąc, Perumal zaoferował 10.000 za mecz. Zgodzili się, ale słabo się to kręciło: nawalali bardzo często. Zmienił więc taktykę, postanowił kupić klub, tak jak kiedyś jego kumpel kupił FC Chiasso w Szwajcarii. Zambijczycy z Laponii Zaproponował Tampere 1.5 miliona euro inwestycji. Ci desperacko chcieli kasy, więc zaczęli romans. Warunek Wilsona? Finowie mają przyjąć piłkarzy, których sprowadzi dobrodziej z Singapuru. Problemy zaczęły się szybko, bo Tampere nie chciało dać się złamać. Owszem, graczy testowali, ale ostatecznie o tym kto grał i kto dostawał kontrakt decydował trener, prezes, a nie syndykat. Wspólnicy niecierpliwili się, nie pasowała im ta sytuacja, a tymczasem szefostwo Tampere wyczuło prawdziwe intencje Perumala i zaczęło rakiem wycofywać się ze współpracy. Wilson tracił kasę na zawodzących Zambijczykach, stracił też pieniądze włożone w Tampere. Gdy wydawało się, że fiński epizod gorzej się nie może potoczyć, zabrano mu też wolność. Sam nie wierzy w pecha czy też nagłą skuteczność policji. Obwinia byłych wspólników, konkurentów, którzy chcieli go wygryźć z interesu. Cóż, jakby na to nie patrzeć, udało im się. Perumal nie ma już szans na powrót do branży. *** Wilson w więzieniu oglądał ostatni mecz swojej sędziowskiej gwiazdy, Ibrahima Chaibou. Jego ulubieniec zszedł ze sceny z właściwym sobie przytupem, dyktując dwa karne w meczu Nigeria – Argentyna (4:1), z czego jeden w ósmej minucie doliczonego czasu gry. Ibrahim, człowiek, który sędziował przebierańcom z Togo, który przyłożył rękę do wielu kantów Perumala, skończył karierę nie wskutek skandali, a wieku. Miał 45 lat, czyli dobił do ustalonej przez górę granicy. Arbitrem z licencją FIFA był od 1996 roku. Ile zarobił? Jego singapurski pracodawca przypuszcza, że około pół miliona dolarów. -Słyszałem, że ma cztery żony i trzy domy. Niger to jeden z najbiedniejszych krajów świata, nawet jeśli szastałby kasą, to jego miesięczne wydatki zamknęłyby się w 200 dolarach. Te pół miliona wystarczy jeszcze jego wnukom. *** W ostatnich miesiącach Perumal przeszedł na jasną stronę mocy. Wyjścia specjalnie nie ma: w półświatku jest spalony. Ustawiacze muszą być ludźmi cienia, a Wilsona w świecie piłki kojarzy teraz każdy. Jego aktualna postawa kunktatorstwo, ale bezsprzecznie świat piłki może wykorzystać jego wiedzę. Tak, to patologiczny hazardzista. Tak, facet, który bez skrupułów próbował komuś połamać nogi, byleby tylko osiągnąć pożądany wynik. Ale gdy on mówi, że FIFA nie robi dość by przeciwdziałać ustawianiom meczów, trzeba w to wierzyć. Gdy rzuca pomysły mogące ograniczyć proceder, należy wytężać słuch. Kto lepiej się zna temat? Na takiej samej zasadzie Kevin Mitnick, dawniej król hakerów, został później specjalistą od zabezpieczeń komputerowych. Wywiad w CNN Co proponuje więc były szef syndykatu cyckającego bukmacherów na lewo i prawo? Przekonuje, że powinni oni ograniczyć ofertę wyłącznie do najlepszych lig. Czyli, w luźnym tłumaczeniu, opowiada się za rozwiązaniem nierealnym. I naiwnym, biorąc pod uwagę, że sam doskonale wiedział jak bracia z Berlina kręcili Bundesligą. Ale naiwność jest ostatnim, o co posądziłbym Wilsona Raja Perumala, „Kelonga Kinga”, czyli na pół z angielskiego a na pół z malajskiego: króla stawki. Prawdopodobnie to było najlepsze i najwygodniejsze, co mógł w tamtej sytuacji powiedzieć. ..
więcej na weszlo.com
W wyniku prowadzonego przez hiszpańską policję śledztwa doszło do serii aresztowań. Wśród zatrzymanych 83 osób jest tenisista, który rywalizował w zeszłorocznym US Open Hiszpańska policja w ramach prowadzonego na szeroką skalę śledztwa w sprawie ustawiania wyników meczów aresztowała 83 osoby, w tym 28 profesjonalnych tenisistów. Jeden z tenisistów został oskarżony o to, że jest „pośrednikiem” między graczami, a ormiańskim gangiem, który trudnił się tym procederem. Członkowie ormiańskiej grupy przestępczej między innymi uczestniczyli w ustawionych meczach, by wywoływać nacisk i na bieżąco kontrolować, czy przekupieni zawodnicy grają w taki sposób, by osiągnąć ustalone wcześniej rezultaty. W związku z tymi ustaleniami obstawiano wyniki w zakładach. Proceder ten dotyczył zarówno rozgrywek na poziomie krajowym, jak również międzynarodowym. W związku z prowadzonym dochodzeniem w sprawie, Hiszpańska Służba Cywilna przeprowadziła w czwartek serię przeszukań 11 domów. Podczas tych działań skonfiskowano 167,000 euro, broń, ponad 50 urządzeń elektronicznych, karty kredytowe, pięć pojazdów i liczne dokumenty. Władze „zamroziły” również 42 rachunki bankowe. Dochodzenie w sprawie rozpoczęło się w 2017 roku, kiedy członkowie Tennis Integrity Unit (TIU) mieli pewne wątpliwości dotyczące wyników rozgrywek w turniejach rangi ITF Futures i Challenger. Uważano wówczas, że zawodowi gracze przyjęli łapówki w zamian za ustawienie wyników meczów. Chociaż tożsamość 28 profesjonalnych graczy nie została ujawniona, poinformowano, że jeden z nich grał w 2018 roku w US Open, czyli jednym z czterech turniejów wielkoszlemowych.
Źródło: europol.europa.eu |